Czy istnieje sposób, żeby zainwestować w dzieło z potencjałem zarobku, zanim na dobre uplasujemy się w rankingu milionerów? Eksperci podpowiadają: podążaj za rekordem, ale mądrze - kiedy na aukcji malarstwa pada astronomiczna kwota, poszukaj rysunków czy szkiców tego samego autora.
Dwa niebiesko-czerwone zarysy kredkami przypominające formą jajka sadzone - to początkujący kolekcjoner mógłby rzucić pod nosem w obliczu dzieła, które w marcu tego roku wylicytowano do 100 tys. zł. Oprócz niewątpliwie kosztownego rysunku na papierze, tamtego wieczoru za ponad 1,2 mln zł sprzedano również olejne dzieło na płótnie tego samego autora - jeden z osławionych okręgów Wojciecha Fangora. Jeszcze parę lat temu jednak, na podobne zarysowe kredkami abstrakcje na kartce inwestor mógł przeznaczyć mniej niż 10 tys. zł - czy zdrożałyby więc do równowartości volvo, gdyby nie milionowe kwoty, jakie na aukcjach odnotowuje co jakiś czas malowany olejną farbą okrąg? Eksperci są w tym przypadku zgodni: jeśli chcemy zainwestować w sztukę od przystępniejszego progu, szukajmy prac na papierze, których wartość niebawem zaczną podnosić rekordy za dzieła olejne. Pytani o cynk, podpowiadają - Marek Włodarski, papier.
Sezon na winogrona
Kiedy datowane na początek lat. 30. „Pożegnanie żołnierza” trafić miało pod młotek, trudno było w ogóle szacować kwotę, jaką osiągnąć może jedyny olejny obraz artysty z okresu przedwojennego surrealizmu, których trafił na rynek. 10 marca, wraz z aukcyjnymi opłatami, płótno Marka Włodarskiego przetasowało tabelę rekordów kwotą 900 tys. zł - co niecodzienne, mimo zmiany właściciela, nieprzerwanie eksponowane jest w ramach trwającej do maja wystawy malarza w warszawskim Muzeum Sztuki Nowoczesnej.
Wertując aukcyjny kalendarz pod kątem świeżo odnotowanego autora rekordu, natrafimy natomiast na zaplanowaną już na 24 marca licytację rysunków, wielobarwnych gwaszy czy kompozycji olejnych Marka Włodarskiego, którą przeprowadzi stołeczny dom aukcyjny Libra o godz. 19, online. Szkic do głośnego już „Pożegnania żołnierza” ma cenę wywoławczą 12 tys. zł, a powstałe w latach 20. rzadkie rysunki licytować będzie można od progu 10 tys. zł., a nawet 40 tys. zł w przypadku najbardziej rozpoznawalnych „Winogron i przedmiotów”. Wśród prac, o które będzie można rywalizować od kilkunastu tysięcy złotych, znajduje się m.in. wykonany olejną techniką „Chłopiec w ogrodzie”, który w 1956 r. wystawiany był na słynnym Biennale w Wenecji. Czy można więc przypuszczać, że to ostatni moment, w którym ich ceny są jeszcze stosunkowo niewysokie?
- Na wycenę prac danego artysty wpływają przede wszystkim ustanowione do tej pory cenowe rekordy za jego dzieła. Jeżeli odnotowujemy wzrost wartości znaczących dla historii sztuki obrazów konkretnego autora, rzutuje to na ogólny wzrost wartości jego prac mniejszej rangi - prac na papierze, grafik czy rysunków. Wraz ze wzrostem cen prac olejnych automatycznie rosną też ceny obiektów w innych technikach - komentuje Iwona Wojnarowicz z przygotowującej środową aukcję Libry. Czy można więc przyjąć, że dla potencjalnego spekulanta znalazła się na rynku sztuki jakaś klarowna zasada?
Historyczny ślad gumki
Owszem, jednak aukcyjne dane potwierdzały dotychczas taką prawidłowość głównie w przypadku artystów o dorobku cenionym przez instytucje wystawiennicze. Trzymając się więc przykładu Marka Włodarskiego z nadchodzącej aukcji, warto wziąć pod uwagę, że trwająca właśnie retrospektywna wystawa w Muzeum Sztuki Nowoczesnej stopniowo przekładać się będzie na coraz liczniejszą konkurencję podczas licytacji. Zwiększenie popytu na prace danego artysty zazwyczaj w pierwszej kolejności skutkuje rekordami w segmencie dzieł olejnych, a dopiero po jakimś czasie podniesieniem wartości szkiców czy gwaszy. Rozglądając się więc za pracą docenionego już twórcy, warto nie zniechęcać się natychmiast setkami tysięcy złotych, które trzeba wygospodarować na jego malarstwo, tym bardziej, że stopy zwrotu osiągane na rysunkach czy szkicach bywają wyższe z uwagi na niski próg wejścia.
- Dzisiaj niejednokrotnie prace na papierze czołowych polskich artystów można pozyskać jeszcze przy niskiej wycenie. Jednak tendencja rynku jest wzrostowa i w przeciągu kilku lat, a nawet miesięcy, wyceny obiektów w tym medium wystrzelą. Tak było na przykład z papierami Jana Lebensteina. Jeszcze rok, dwa lata temu jego „figury osiowe” na papierze warte były kilka, kilkanaście tysięcy złotych. Dzisiaj za takie obiekty musimy zapłacić już kilkadziesiąt tysięcy i to nierzadko nie w złotówkach, tylko w euro - dodaje Iwona Wojnarowicz, zaznaczając, że oprócz samego nazwiska, warto za kryterium wyboru obrać też wartość historyczną.
W przypadku Marka Włodarskiego, niektóre z rysunków opisane są w muzealnym katalogu jako unikatowe dokumenty losów narodu. Żydowskiego pochodzenia malarz ze Lwowa zmuszony był w czasie okupacji przez dwa lata ukrywać się z zamknięciu, za szafą. Urodził się i tworzył jako Henryk Streng, jednak w okresie spędzonym w kącie cudzego mieszkania, postanowił całkowicie zatrzeć swoją poprzednią tożsamość, wymazując ze wszystkich swoich dzieł dawny podpis. Kamienicę opuścił jako Marek Włodarski, a o istnieniu Henryka Strenga latami nie wiedziała nawet jego córka - na rysunkach z poprzedniego życia pozostał jedynie ślad gumki.
Więcej historii obiektów przeczytać można w katalogu aukcji zaplanowanej na 24 marca: https://artlibra.pl/aukcje/henryk-streng-marek-wlodarski-male-formy-prace-na-papierze/
Link do strony artykułu: https://uww.wirtualnemedia.pl/centrum-prasowe/artykul/jak-inwestowac-w-sztuke-nie-bedac-elonem-muskiem